rodzina Skupień

rodzina Skupień
rodzina Skupień

wtorek, 31 października 2017

"Dobra Pani" - spotkanie prawnuków





Ostatni weekend wakacji 2017 r. Od poniedziałku zaczynam pracę, ale zanim to nastąpi czeka mnie niezwykłe spotkanie. Spotkanie, o którym często tu pisałam, którego nie mogłam się doczekać, które będzie zwieńczeniem historii rozpoczętej gdzieś na przełomie XIX i XX w. Jestem podekscytowana. W głowie kołaczą mi się wciąż te same pytania: jak to będzie? Jak zareagujemy na siebie w rzeczywistości? 
Czy będziemy potrafili rozmawiać, o momentami niełatwej dla każdego z nas historii naszych rodzin tak, jak robiliśmy to  w wirtualnej rzeczywistości?


I wreszcie nadszedł ten dzień 26.08.2017 r.- sobota. Z Paulem Church, prawnukiem „Dobrej Pani”, mam się spotkać pod kościołem w Dobrej o 15.30. Przyjeżdżam troszkę wcześniej, ale nie tylko ja. Na miejscu czeka już delegacja z gminy Strzeleczki. Chwilę później podchodzi do nas Robert z rodziną (miłośnik historii lokalnej, z którym też znamy się z Internetu) oraz ksiądz proboszcz. Dosyć spory „komitet powitalny”, ale myślę, że Paulowi spodoba się takie przywitanie. To widoczny znak, że pamięć o jego przodkach przetrwała w świadomości mieszkańców Dobrej. Pod cmentarną bramę podjeżdża samochód – to Paul z żona Lindą i ich węgierskimi przyjaciółmi. Poznajemy siebie natychmiast i witamy się tak serdecznie, jakbyśmy znali się całe wieki.
Ksiądz proboszcz opowiada troszkę o historii kościoła i na prośbę Paula wchodzimy do środka, gdzie kapłan odmawia krótką modlitwę za nasze rodziny. Kościółek, który bardzo słabo pamiętam z czasów dziecięcych wizyt w Dobrej, jest świeżo odnowiony i przyznam, że sprawia wrażenie jak  z bajki. Kiedy proboszcz pokazuje nam wnękę, w której kiedyś stała chrzcielnica, a za oszklonymi ściankami siedziało hrabiostwo i asystowało przy ceremonii chrztu, dociera do mnie, że tak mógł wyglądać chrzest mojego taty i jego rodzeństwa. Bardzo żałuję, że żadne z nich nie dożyło tej chwili.








Opuszczamy kościółek i udajemy się na grób hrabiny Muriel. Paul po raz pierwszy widzi drzwi prowadzące do dawnej krypty pod kościołem, gdzie pierwotnie chowano jego przodków. Dzisiaj nie możemy tam wejść. Mieszkańcy Dobrej przenieśli szczątki doczesne Seherr-Thosów do nowego grobowca pod murami kościoła. Paul przypomina historię, którą poznał z moich maili, jak to babcia Balbina odnalazła zbezczeszczone szczątki hrabiny i ponownie je pochowała. Wspominając, dochodzimy do grobu Muriel. To główny cel przyjazdu jej prawnuka. Marzeniem życia Pawła było zapalenie świecy na grobie prababki. Widać , że jest bardzo wzruszony. Dajemy mu chwilkę czasu, by w samotności przeżył ją najpełniej jak się da.





W drodze powrotnej z kościółka spotykamy mieszkankę Dobrej. Starsza pani siedzi sobie w inwalidzkim wózeczku pod drzewkiem i bacznie się nam przygląda. Towarzysząca nam tłumaczka, która mieszka w tych okolicach informuje, że to jedna z najstarszych mieszkanek Dobrej i zapewne pamięta czasy prababci Paula. Zatrzymujemy się i podejmujemy rozmowę. Rzeczywiście, kobieta pamięta Muriel i hrabiego. Na wspomnienie minionych lat zaczyna płakać. Żali się na swój los, opowiada swoje przeżycia z czasów wojny. Kiedy wyjaśniamy jej, że jest z nami prawnuk hrabiny uśmiecha się. Paweł podchodzi do niej, klęka i bierze ją za rękę. Wita się z nią po niemiecku. To już za dużo wrażeń dla starszej pani. Płacze rzewnymi łzami. Po chwili słyszymy opowieść o tym, jak to swoje imię zawdzięcza hrabiemu. Jej ojciec pracował w majątku jako kowal. Kiedy ona przyszła na świat , hrabia odwiedził jej rodzinę i zapytał o to jakie imię nadano dziecku. Ojciec odpowiedział,   że córka jeszcze nie ma imienia. Wtedy hrabia powiedział: to będzie Elizabeth , tak na imię miała moja babka. Chłonęłam każde słowo starszej pani. Nie chciałam przeszkadzać Pawłowi w tych osobistych chwilach, ale kiedy usłyszałam o kowalu, to nie wytrzymałam. Podeszłam i przedstawiłam się:
- a ja jestem wnuczką Balbiny Jenek, kucharki. Pamięta ją pani? Staruszka popatrzyła na mnie

- Balbiny ? Spytała z niedowierzaniem. No ja, pamiętam! I Agnieszkę!

- A mojego dziadka, męża Balbiny?

- No jasne, w stajni robił z moim fatrem. A Agnieszka, to moja przyjaciółka była, jak tam u niej?

- Niestety wszyscy już nie żyją i ciocia Agnieszka i mój ojciec - i ich brat.

- no patrz, nie żyją…

Próbuję wypytać czy pamięta jakieś szczegóły, czy może mi coś powiedzieć o moich dziadkach, ale kobieta jest zbyt zaabsorbowana swoimi wspomnieniami, aby cokolwiek dalej mówić. Po jej policzkach wciąż płyną łzy, a usta szepczą: „Co ja przeżyła?! Co ja przeżyła?!”. Odchodzimy zatopieni w swoich myślach. Rozmowa ożywa na nowo, kiedy zasiadamy na tarasie restauracji,     aby napić się kawy i coś zjeść. Paweł bardzo chce dowiedzieć się, czy zdobyłam więcej informacji    o Balbinie, o Muriel. Niestety moja nieznajomość języka jest sporą przeszkodą, Robert dwoi się i troi aby nadążyć z tłumaczeniem, ale nie jest to łatwe. Linda jest zachwycona opolską wioską. Umawiamy się na następny dzień, na zwiedzanie pałacu . Otrzymaliśmy zapewnienie od obecnego właściciela, że będziemy mogli wejść do środka i wszystko sobie obejrzeć. Niestety sam właściciel nie może spotkać się z nami w niedzielę, ale obiecał, że w poniedziałek będzie do naszej dyspozycji.

Niedziela przyniosła jeszcze więcej wzruszeń. Spotkaliśmy się pod restauracją, w której jedliśmy poprzedniego dnia. Paweł ma dla mnie niespodziankę – list, wysłany przez córkę Muriel - Margaret do swojego dziadka w Ameryce. List datowany jest na 27.08.1917 r. Wszyscy na chwilę zamarliśmy: przecież właśnie mamy 27.08.2017 r. !! Zatem dokładnie 100 lat później wnuk Margaret i prawnuk Muriel spotyka się z wnuczką kucharki, która pracowała dla obu tych kobiet. Czy to na prawdę tylko zbieg okoliczności? Treść listu mam poznać kiedy już wejdziemy do pałacu. No cóż trzeba być cierpliwą. Pogoda tego dnia dopisała, decydujemy wiec, że samochody zostawiamy na parkingu i idziemy pieszo. Linda wciąż pstryka zdjęcia, Paweł pilnuje by nie zostawała w tyle. Wreszcie widzimy cel naszej wizyty – pałacowe ogrodzenia i bramę wjazdową. Niestety zamkniętą. Ktoś spostrzega domofon. Dzwonimy i po chwili brama się otwiera. Chcę, aby Paweł pierwszy przekroczył bramę, ale on bierze mnie i Lindę pod rękę i razem wkraczamy na teren parku przypałacowego.



Przypominam sobie opowieści taty  o tym gdzie były stajnie, gdzie kuźnia, gdzie stał dom babci Balbiny. Przekazuję to pozostałym. Wreszcie widzimy front pałacu – pięknie odrestaurowany. Widzę niesamowite wzruszenie w oczach Pawła. Dostaliśmy pozwolenie wejścia do środka. Ogrom prac wykonanych przez obecnego właściciela robi wrażenie. Paul dopytuje się o miejsce, z którego Muriel skoczyła popełniając samobójstwo, a także o to gdzie była kuchnia, w której pracowała moja babcia. Odszukujemy wspólnie te miejsca.

Mam nadzieję, że to nie było ostatnie spotkanie z Pawłem i Lindą.














5 komentarzy:

  1. Przeczyłam piękną opowieść na dobranoc. Emocje musiały być ogromne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Niesamowita historia Jolu z tymi datami... rzeczywiście równo 100 lat.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie to wydarzenie ujęłaś Jolu. Jestem przekonany, że Paweł i Linda jeszcze do Dobrej zawitają. Gratuluję i jeszcze raz dziękujemy za te dwa cudowne, sierpniowe dni. Pozdrawiam. Robert z Rodziną.

    OdpowiedzUsuń
  4. In October of 2009 my son Oliver called to ask me if he had the correct spelling for Seherr-Thoss and Dobrau in Upper Silesia. It surprised me that Oliver was interested in family history. I told him we have not been able to find any pictures or information about Dobrau and that nothing is left anymore. At the last moment I said, 'why don't you seek in Polish history and look for Dobra, rather than Dobrau' In less than 10 minutes Oliver called me and said, 'Papa look at your email' I could not believe what my eyes saw, nor could I then imagine the gift my son had given me.....Truly, what was it that inspired me to say look in Polish history and take the u off of Dobra(u)? Perhaps it was the very same inspiration that led Jolanta Ilnicka to write this blog.

    One day in January of 2015, when I was taking hours and hours days and months, to research Poland - Dobra, my wife Linda looked at the computer and said, 'do you see this blog that apparently mentions Muriel White Seherr-Thoss - the Good Lady?' Again fate seemed to intervene as this gift gave Jolanta Jeneck Ilnicka and Paul Church the opportunity to find one another. When we were children our Oma Margaret often told us of the families that were a part of Dobra. How these men and women were so very kind, strong, and very dedicated to their part in the life of Dobra, which would not have been possible without these families.

    Still another piece of the story, Jolanta and I were very close to our grandmothers, who told us the stories of their lives and hearts, which then became part of the stories of our hearts and lives. I believe that it is extremely important to listen to the heart and to dream of what ones longs for. Still, I had given up any faith that I would see Oppeln Opole, to then find Jola, and to imagine what it could be like to meet her and possibly go into the Good with her on my arm, well that is just what we did. This honors the lives of Jola's and my ancestors. What dreams do people hold in the heart - for a lifetime???, and when the soul leaves this life, clearly the soul continues on because we the next generation have our distinct place and purpose in the history of our times.

    And then there is Robert of Gogolin. A family man who has lived in and loves the heritage of his country and the Krapkowice region. Robert entered my life through Jola and began to write me very kind messages and sent pictures of the progress of Palac Dobra's renovation. He encouraged Linda and I to 'come and see what is waiting here for you' Indeed, Robert had so many wonderful surprises for us including a vist to Schloss Kamienietz our Strachwitz relatives and the beautiful bell tower that had been restored to the palace after the war. The little church there is so full of peace, faith, and beauty, it was amazing to be there and be lifted by the chorus of the bells, which my relatives clearly also heard at the celebration of the mass. Robert was our guide and host and we were privileged to meet his family too.

    For those of you who have your own battles with genealogy, I hope you will continue to seek what you are hoping to find. Jola and I can say that we have found more answers, and she tells me that she has learned more about her husband, Mariusz's family also - finally. The heavens have been guiding people for millennia, look to the stars for help, your loved ones are looking down at you.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Paweł dziękuję za ten komentarz. Czekam z niecierpliwością na obiecaną książkę o Muriel.A Twój komentarz pozwalam sobie udostępnić na FB

      Usuń