Co
mają ze sobą wspólnego córka amerykańskiego dyplomaty – Muriel White,
jej mąż hrabia Herman von Seherr – Thoss i prosta śląska dziewczyna –
Albina z domu Wilk – moja babcia ojczysta?
Otóż
wszystkie te osoby połączyły wydarzenia jakie rozegrały się podczas II
wojny światowej w majątku von Seherr- Thoss-ów w Dobrej na Opolszczyźnie
. Historia rozpoczyna się właściwie w roku 1914,kiedy to nastoletnia
Albina ( lub Balbina, bo tak mówiliśmy do babci) wyrusza ze swojego
rodzinnego Rozkochowa do pobliskiego majątku w Dobrej. Wyrusza w
poszukiwaniu pracy, by wspomóc rodzinę i zarobić na swoje utrzymanie.
Początkowo pracuje w folwarku, w stodole przy krowach, ale pewnego dnia
zauważa ją starsza pani von Thoss i zachwycona urodą dziewczyny
zarządziła przeniesienie jej do pracy w pałacu. „ Taka piękna dziewczyna
nie będzie robiła przy krowach” – miała powiedzieć hrabina. Tak
rozpoczęła się kariera mojej babci Balbiny w dworskiej kuchni. Z czasem
została jej szefową.
Rodzinna
wieść niesie, że na urodę babci nie pozostał obojętny również syn
hrabiny – Herman. W każdym razie mając 21 lat Albina zostaje wydana za
Karola Jenka, stajennego hrabiego Hermana i jest już w ciąży ze swoim
pierwszym synem Janem. Zamieszkują w domu obok pałacu, a babcia dalej
rządzi w pałacowej kuchni. Jest lubiana przez rodzinę von Thoss i często
dostaje podarunki od hrabiego i jego żony Muriel. Okres międzywojenny
mija dosyć spokojnie. Dzieci Balbiny często przebywają w pałacowej
kuchni i jak to dzieci, niepomne zakazów buszują po pałacowych
komnatach. Czas spokoju mija wraz z wybuchem II wojny.
Jeszcze przed wybuchem wojny hrabina Muriel odesłała trójkę swoich
dzieci do rodziny w USA. Nie chciała aby jej synowie zostali żołnierzami
hitlerowskiego wojska. Niestety na wojnę zostaje zmuszony pójść
najstarszy syn Albiny – Jan ( moja mama twierdziła, że babcia opowiadała
iż to hrabia osobiście kazał mu zgłosić się do wojska). Jan nigdy nie
wrócił do swojej matki.
Okrutne czasy wojny zbliżyły do siebie 40 letnią kucharkę i 60 letnią
Muriel . Ta ostatnia często odwiedzała babcię w jej domu i opowiadała
jak bardzo boi się , ze gestapo ją aresztuje, wywiezie do Auschwitz, za
to ,że ukrywa swoich synów i pomaga amerykańskim jeńcom. Bała się
wychodzić do pałacowych ogrodów, bo twierdziła , ze ktoś ją śledzi.
Musiało
być w tym ździebło prawdy , bo 15 marca 1945 roku hrabina popełniła
samobójstwo skacząc z pałacowej wieży. Ponoć w tym samym momencie na
dziedziniec pałacu wjechał samochód gestapo. Hrabinę pochowano w
rodzinnym grobowcu w kościele w Dobrej.
Wspomnienie „ dobrej hrabiny” przetrwało w mojej rodzinie do dnia
dzisiejszego , chociażby w takiej opowieści mojej ciotki , córki Albiny:
„ wujek
( młodszy brat mojego ojca i ciotki) urodził się w 1939r. , w tym samym
dniu co wnuk hrabiny. Niestety nigdy nie zobaczyła swojego wnuka, bo on
był w USA, a hrabina nie mogła tam pojechać. Przychodziła wiec do babci
i zajmowała się jej maleństwem. Przynosiła mu ubranka, zabawki,
chodziła na spacery. Często mówiła , że to jej synek i prosiła moją mamę
żeby go jej oddała. Babcia oczywiście nie chciała o tym słyszeć.”
W
styczniu 1945 r. do Dobrej zbliżały się wojska radzieckie. Hrabia –
wdowiec postanawia uciekać. W tych tragicznych chwilach pamięta jednak o
pięknej Albinie i zajeżdża bryczką pod jej dom; „ Bierz dzieci i jakieś
koce i wsiadaj. Wyjeżdżam do swojego majątku w Austrii. Jedź ze mną!” .
Wyobrażam sobie, ze zrobiło to wrażenie na babci, ale niestety nie
pojechała z hrabią. Oprócz swojej trójki dzieci miała wówczas pod opieką
trójkę dzieci sąsiadki, która przebywała akurat w szpitalu, a hrabia
nie zgodził się by wszyscy pojechali. Odjechał więc sam. Po drodze,
gdzieś w okolicach Dzierżoniowa, zabrał do powozu jakąś kobietę z
dziećmi, która po wojnie została jego żoną.
Albina wkrótce po odjeździe hrabiego musiała uciekać z Dobrej . Jeszcze
raz , już po wojnie, los zetknie ją z rodziną Thoss, ale to inna
historia.
Czy
gdyby babcia Balbina nie była tak honorowa i odpowiedzialna i pojechała
wówczas z hrabią jej historia skończyłaby się podobnie jak tej
nieznanej mi kobiety? Czy przed nazwiskiem miałaby von? Jak potoczyłyby
się losy jej dzieci i wnuków? I czy byłaby szczęśliwa? Czy bajkowa
historia kopciuszka wydarzyłaby się w realnym świecie?
Nie
odpowie mi już na te pytania, zmarła kiedy byłam jeszcze mała i bardzo
słabo ją pamiętam. Moja mama i siostra wspominają jednak, że do końca
życia była bardzo ciepłą i życzliwą ludziom osobą.
To babcia Balbina z dziećmi.( zdjęcie ocalałe z pożaru)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz