W 1945 r. nie tylko Hrabia von Thoss uciekał z Dobrej przed zbliżającymi
się wojskami radzieckimi, uciekali także inni mieszkańcy, a wśród nich
Balbina z dziećmi. Zabrała na wózek to, co było najpotrzebniejsze i
wyruszyła w nieznane. Ojciec opowiadał mi, że przed opuszczeniem Dobrej,
babcia ukryła wszystkie najcenniejsze rzeczy (porcelanę, pieniądze,
ubrania) w skrzyni, którą zakopali pod podłogą w piwnicy.
W tej wojennej „wędrówce ludów” dotarli, aż pod austriacką granicę.
Niełatwa była to droga. Tato wspominał, że jedynym ich pożywieniem było to, co z łaski dali im mieszkańcy mijanych miejscowości. Nie pamiętam,
czy kiedykolwiek tata albo ciotka wymieniali nazwę miejscowości, do
której dotarli, ale pamiętam, że mówili coś o zakwaterowaniu w wielkiej
sali gimnastycznej jakiejś szkoły, że był tam straszny ścisk, ale
przynajmniej dali jeść. Tam zastała ich wiadomość o zakończeniu wojny.
Część mieszkańców Dobrej, w tym jedna z sióstr babci Balbiny, postanowiło
iść dalej do Austrii, Niemiec. Babcia i jeszcze kilka rodzin
postanowili wracać do Dobrej.
Po długiej wędrówce Balbina stanęła wreszcie przed swoim domem i
pałacem w ukochanej Dobrej i….. rozpłakała się. Tak płaczącej żadne z
dzieci jej jeszcze nie widziało. Płakała nad zgliszczami, które
przywitały ją w rodzinnej ziemi, zgliszczami swojego domu i pałacu.
I w tym miejscu rodzinnej opowieści znowu pojawia się hrabina Muriel.
Kiedy babcia już zdołała otrząsnąć się z wrażenia, jakie wywarł na niej
widok spalonego i częściowo zawalonego pałacu, poszła do pobliskiego
kościoła i wraz z innym mieszkańcem wioski zeszli do krypty rodziny von
Seherr – Thoss. Widok, jaki ukazał się ich oczom był przerażający. Pośrodku grobowca leżała rozbita trumna, a ciało ostatniej hrabiny na
Dobrej było wyrzucone na zewnątrz i okaleczone. Rosyjscy żołnierze,
którzy dokonali tego makabrycznego czynu, wyłamali trupowi nawet palce,
by łatwiej ściągnąć pierścionki z dłoni hrabiny. Babcia i jej znajomy
włożyli szczątki doczesne hrabiny do trumny, uporządkowali jak potrafili
grobowiec.
Nagrobek hrabiny (2017 r., źródło: zbiory własne)
Takie było ostatnie spotkanie kucharki z dawną Panią, która kiedyś chciała usynowić jej najmłodszego synka.
Potomkowie hrabiny do dzisiaj mieszkają w USA. Zamek w Dobrej
nareszcie doczekał się właściciela, który próbuje przywrócić mu dawną
świetność (ciotka często udziela instruktażu budowniczym, odnośnie do tego,
co i jak wyglądało), a babcia Balbina doczekała się powrotu męża z
wojny, wychowała trójkę dzieci i doczekała się sześciorga wnucząt.
Jako dziecko często odwiedzałam ruiny pałacu w Dobrej i słuchałam
opowieści ojca o dawnym życiu jego mieszkańców. Pamiętam także, jak
pokazywał mi miejsce gdzie stał jego dom rodzinny i starannie
przeszukiwał ten teren jakby chciał znaleźć chociaż nikły ślad tego
dawnego życia. I znalazł … łyżkę, którą jak twierdził, zawsze jadł, JEGO
łyżkę...
Powyższy wpis ukazał się już wcześniej na http:http://blog.myheritage.pl/2011/08/historia-uzytkownika-powojenne-losy-%E2%80%9Ekopciuszka-z-dobrej%E2%80%9D/ Pisząc jego zakończenie nie wiedziałam, że życie dopisze ciąg dalszy, że jeszcze raz rodziny Jenek i Seherr-Thoss spotkają się, ale o tym w następnym wpisie...
o wcześniejszych losach "Kopciuszka" przeczytasz tu:http://potyczkizgenealogia.blogspot.com/2013/10/co-maja-ze-soba-wspolnego-corka.html